Elko! Pierwsze notowanie gotowe. Lista pochodzi z głosowania w ankiecie na naszej facebookowej grupie i obejmuje albumy wydane w 2020 roku. Następna ankieta pod koniec czerwca. Będziemy zbierać w niej głosy i typy do lipcowej topki, żeby każdy mógł wygodnie sprawdzić, czego warto posłuchać… Przynajmniej naszym zdaniem.
2020 pod wieloma względami nie będzie ulubionym rokiem dla większości z nas, dobrze więc, że przynajmniej polska scena dopisuje. Listę zdominowały rodzime wydawnictwa, w tym dwa zacne debiuty w wykonaniu zespołu MAG oraz Dola.
10. Slift – Ummon
Psychodelę wiercącą dziury w głowie serwuje Slift z najnowszym albumem Ummon. Melodia, zabójczy groove jak i mocna doza przesteru to tylko parę powodów dla którego album ten rozbrzmiewa zarówno głośno jak i uzależniająco. Kosmos, szczypta Thee Oh Sees, skrzacie wokale i puf! Album bajka.
9. Major Kong – Off the Scale
Major Kong pokazali na ich nowym albumie, że potrafią eksperymentować ze swoją kamienną wolą z nie byle jakim rezultatem. Off the Scale urzeka swoimi soczystymi riffami jak i sporym naciskiem na melodię i płynność odbioru.
8. Lonker See – Hamza
Warkocz emocjonalny, uspakajające poczucie przestrzeni z podszewką niepokoju i paniki. Fani ambientu noisa i psychodeli na pewno znajdą tam coś dla siebie.
7. Red Scalp – The Great Chase in the Sky
Przy swoim najnowszym wydawnictwie Red Scalp sięgnęli po gwiazdy śmielej niż kiedykolwiek. Podczas gdy całość albumu sprawia wrażenie zawieszonego w spokojnych objęciach kosmosu, zespół nadal momentami mocno zaskakuje tańcem między porywającymi riffami a leniwymi pejzażami.
6. Elephant Tree – Habits
Na nowy album od Londyńskiego Elephant Tree przyszło nam czekać 4 lata, ale powiem krótko: i dobrze. Zespół dojrzał, udoskonalił swoje brzmienie ale też wplótł do Habits pełno niuansów, które działają w pełnej symbiozie z ich typowym, soczystym, doomowym brzmieniem.
5. MAG – MAG
Gdzie czary spotykają się z zapachem zatęchłej piwnicy, tam grasuje toruński MAG. Jest ciężko, brudno i niespokojnie a muzyka wraz z wokalami trafnie oddaje przybraną estetykę. Debiut mus.
4. Tortuga – Deities
Poznańska Tortuga wydając swój drugi album wskoczyła pod szyld „zespoły niezależne, na które zdecydowanie warto zwrócić uwagę”. W bardzo sprawny sposób połączyli oni masywność doomowych riffów z kosmicznym odlotem. Dodajmy do tego teksty odnoszące się do twórczości do H.P. Lovecrafta, które dodają mityczny składnik do tejże mieszanki i mamy świetnie płynący album z wyważonymi dawkami każdego elementu składowego. A jeśli nie słyszałeś tego zespołu na żywo, to musisz wiedzieć, że są potężni – nowe kawałki bujają we wszystkie strony, a czas przestaje mieć znaczenie.
3. Oranssi Pazuzu – Mestarin kynsi
Mogłoby się wydawać, że tak oryginalny zespół dużo straci wchodząc do wytwórni Nuclear Blast. Jednakże Oranssi Pazuzu nie traci nic, wciąga słuchacza w specyficzny dystopijny świat, wykorzystując naprawdę ciekawe i pasujące do siebie połączenie elektroniki i metalu. Instrumenty nie gryzą się ze sobą, jedne podkreślają drugie tworząc klimat niespotykany często w ciężkiej muzyce. Oniryzm i ciężar jednocześnie? Jak najbardziej.
2. Dola – Dola
To ten typ debiutu, który odsłuchujesz randomowo, ale robi na tobie piorunujące wrażenie. Krzyk, ból i ciężar istnienia powracają na nowo, ale tym razem w stalowych dłoniach zespołu Dola, który to należy ostrożnie śledzić…
1. Dopelord – Sigh of the Devil
Dopelord z albumu na album zaskakują nie tyle garścią nowych riffów, co konsekwencją w kroczeniu sobie obraną ścieżką. Jest spora doza doomu, jest tłusta produkcja oraz parę sekretów, których to aż nie wypada spoilować.